sobota, 14 września 2013

Rozdział 7



Rozdział 7

Gdy się budzę, widzę na budziku, że jest 4:30. Obok mnie leży Annie, przytulającą się do mojego ramienia. Lekko zdejmuję jej rękę i wstaję . Szukam moich porozrzucanych po całym pokoju ubrań. Cicho je zbieram i jak ostatni idiota, potykam się o butelkę stojącą na podłodze. Wspaniale. Kiedyś wygrałem Igrzyska, a teraz nie umiem nawet cicho poruszać się w ciemnościach. Annie się budzi.
-Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić.
-Nie spałam. Chciałabym, ale nie mogłam. O której jest śniadanie ?
-O 9. Wiesz …
-Wygram. Serio, dam radę.
-Nie wątpię w to – mówię z uśmiechem
Ona też się uśmiecha. Za kilka godzin będzie brała udział w krwawej jatce, a mimo to się uśmiecha. Właśnie taka jest Annie. Robi rzeczy, których nie mają odwagi robić inni, I chodź są to drobne rzeczy, to tworzą ją. Tym właśnie różni się od innych kobiet – jest prawdziwa. Jest słodka. Jest śliczna. Jest sobą.
  Ubieram się, kieliszki i butelki chowam do szafy, całuję Annie, mówię, że ją kocham, a potem wychodzę i przekradam się do swojego pokoju.
                                                                  
                                                                              *
-Jesteś silny. Przyłącz się do zawodowców. Jeśli arena będzie wypełniona wodą – od razu pomyśl o sobie jako o zwycięzcy. Obadaj teren, a potem szybko biegnij do Rogu Obfitości. Weź jakąś broń, najlepiej trójząb lub włócznie i uciekaj. Możesz też od razu przyłączyć się do zawodowców, pozabijać resztę i razem z nimi wziąć wszystko, co będzie w Rogu. To już pozostawiam tobie.

-Dzięki. Za wszystko. – odpowiada Erick

-Dasz radę. – mówię z uśmiechem

-Tak, dam radę. Do zobaczenia ! – mówi i odchodzi, aby pożegnać się z Seanią .

Prawda jest jednak taka, że już się nie zobaczymy. W tych Igrzyskach może być tylko jeden zwycięzca, a ja obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby to Annie nim była.

I wtedy widzę ją –jej brązowe, lekko falowane włosy opadające na czarny, nijaki strój. Wszyscy trybuci są odprawiani w nim do poduszkowca. Zauważam, że trzęsą się jej ręce. Koło nas już nikogo nie ma, Erick z Seanią jakiś czas temu weszli do windy.

-Cześć – mówi

Chwytam jej ręce, całuję ją i mówię :

-Dzień dobry.

-Ten dzień wcale nie jest dobry. – zauważa – Ile mamy czasu ?

- Za 5 minut musisz być w poduszkowcu.

Milczymy. Wpatrujemy się sobie w oczy. Nic lepiej nie okaże naszych uczuć. Nawet słowa.

-Mam plam – mówi z nadzieją w oczach

-Ja też – uśmiecham się i gładzę ją po włosach

-Mam nadzieję, że twój jest lepszy od mojego- i znów tak słodko się uśmiecha

Przychodzi awoks i gestem pokazuje nam, żebyśmy weszli do windy. Gdy wchodzimy, widzę łzę w jej oczach. Delikatnie dotykam dłonią jej policzka i wycieram łzę.

-Przecież się jeszcze zobaczymy – mówię.

Kiwa głową. Wydaje mi się, że wcale w to nie wierzy. A ja wierzę. Naprawdę.

Wchodzimy na plac, na którym stoi poduszkowiec.

-Kocham Cię – mówię.

-Ja ciebie też .

-Do zobaczenia .

- Żegnaj – odpowiada .

Patrzę się w jej oczy. Nie ma w nich ani trochę nadziei.

-Do zobaczenia – poprawiam ją .

Ale ona nic już nie mówi. Tylko puszcza moją rękę.

Patrzę, jak idzie do poduszkowca.

I sam przyłapuję się na tym, że płaczę.

                                                                           *
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło odkąd ostatni raz widziałem Annie – może pół godziny, a może dwie. Siedzę w swoim pokoju, w którym gapię się na ogromny telewizor. Wszystko odbywa się jak zawsze – komentatorzy komentują, Kapitolińczycy się ekscytują, a mieszkańcy dystryktów – opłakują. Mam wrażenie, że nic się nie zmieniło, lecz to nie prawda. Jest jedna zmiana. Ma na imię Annie.

-Panie i panowie, Siedemdziesiąte Głodowe Igrzyska uważam za otwarte ! – słyszę.

Nie mam pojęcia czemu, ale zamykam oczy. Z uśmiechem wspominam czas spędzony z Annie – gdy pierwszy raz zobaczyłem ją podczas dożynek.

Dziesięć – mówi głos komentatora .

Jak się na mnie wydarła w pociągu.

Dziewięć.

I to jak ją przepraszałem, gdy miała rację.

Osiem.

Jej olśniewającą kreację na paradzie.

Siedem.

Pozytywny wynik indywidualnej prezentacji.

Sześć.

Słodki uśmiech, gdy wspominała o swoich umiejętnościach.

Pięć.

Czas spędzony w ciasnym pokoju z dwoma czerwonymi krzesłami.

Cztery.

Słowa, dzięki którym wybrnęła z kłopotów podczas wywiadu.

Trzy.

Wczorajszy wieczór.

Dwa.

Dzisiejszy poranek.

Jeden.

Pożegnanie.

Jednak teraz zdaję sobie sprawę, że to co było dotychczas to sen. A gdy otworzę oczy, rozpocznie się koszmar.

Otwieram oczy. 

Znów muszę przeprosić za tak długą przerwę. Nie mam jednak żadnego wytłumaczenia. Zdaję sobię sprawę, że ten rozdział może być trochę nudny, schematowy i krótki . Na to tez nie mam wytłumaczenia. Proszę o komentarze i dziękuję wszystkim, którzy zaobserwowali mojego bloga. : )